środa, 26 października 2016

Ojciec Pio o Aniele Stróżu

Świadectwo o. Eusebio, który mieszkał razem z o. Pio w latach 1961-1965

Kiedy o. Pio był jeszcze chłopcem, jego Anioł Stróż przybrał postać innego chłopca i stał się dla niego widzialny. Później, kiedy o. Pio był już podeszły w latach i zaawansowany w świętości, słusznie nazywał swojego Anioła Stróża - towarzyszem swego niewolnictwa. Określenie to ujawnia zażyłą więź, jaka łączyła małego Francesco z jego ukochanym Aniołem. Towarzysz to nie ktoś, kogo spotkamy raz jeden albo widujemy rzadko; na takie miano zasługuje osoba bliska, dzieląca z nami naszą codzienność. To ktoś, z kim się przyjaźnimy, kogo kochamy i z kim, jak to było w przypadku małego o. Pio, także się bawimy. Niebieski przyjaciel uczynił szczęśliwym jego dzieciństwo i wzbudził w nim tęsknotę za niebem. 

Dlatego o. Pio żywił do swego Anioła Stróża pobożność najczulszą i zażyłą. 

Chwile ciszy z Ojcem Pio, s. 50


Ps. Zapraszam Cię do odwiedzenia i polubienia mojej strony św. Ojciec Pio na Facebooku. Dzięki temu będziesz zawsze na bieżąco. Zachęcam Cię również do komentowania. Pozostaw po sobie tutaj jakiś ślad. 

niedziela, 23 października 2016

Niepokój

Niepokój jest jednym z największych zdrajców prawdziwej cnoty i prawdziwej pobożności. Udaje, że zapala się do dobrego dzieła, ale nie robi tego. Prowadzi  natomiast szybko do oziębłości i nie pozwala nam na kontynuowanie tego, co  rozpoczęliśmy, zastawiając pułapki po to, byśmy się potknęli. Dlatego trzeba dobrze uważać, zwłaszcza w sprawie modlitwy. Aby nam się to udało, dobrze będzie zapamiętać sobie, że łaski i smak modlitwy nie są wodami tryskającymi z ziemi, lecz z nieba. Dlatego nie wystarczą nasze wysiłki, by wytrysnęły. Oczywiście, trzeba się koniecznie przygotowywać z największą pilnością, ale ciągle pokorną i spokojną; trzeba mieć serce otwarte w stronę  nieba i stamtąd oczekiwać niebiańskiej  rosy. (AP). 

Św. Ojciec Pio


Ps. Zapraszam Cię do odwiedzenia i polubienia mojej strony św. Ojciec Pio na Facebooku. Dzięki temu będziesz zawsze na bieżąco. Zachęcam Cię również do komentowania. Pozostaw po sobie tutaj jakiś ślad. 

środa, 19 października 2016

Mój dobry Anioł modli się za mnie

20 kwietnia 1915 r., list do Raffaeliny Cerase

Ten dobry anioł modli się za ciebie i ofiarowuje Bogu wszystkie twe dobre uczynki, twe święte i godne pragnienia. Kiedy wydaje ci się, że jesteś senna i opuszczona, nie narzekaj, że brakuje ci przyjaciela, przed którym mogłabyś otworzyć serce i któremu mogłabyś powierzyć swoje nieszczęścia. Na Boga, nie zapominaj, że ten niewidzialny towarzysz jest przy tobie, zawsze gotowy cię słuchać, zawsze gotowy cię pocieszać. 

O radosna zażyłości, o błogosławiona obecności! Gdyby wszyscy ludzie mogli pojąć i docenić ten prawdziwie wielki dar, którym Bóg obdarzył nas w swej hojnej miłości, wyznaczając nam tego niebieskiego ducha na przewodnika! Często przywołuj na pamięć jego obecność. Dziękuj mu i módl się do niego. On jest tak czujny i tak wrażliwy. Szanuj go. Uważaj, byś nie obraziła czystości jego spojrzenia. 

Często wzywaj tego dobrego Anioła. Często powtarzaj słowa pięknej modlitwy; Aniele Boży, mój drogi stróżu, dany mi tu z miłości Boga, bądź codziennie przy mnie, aby mnie oświecać i strzec, aby kierować mną i by mnie prowadzić. 

W godzinę śmierci ujrzysz twego dobrego Anioła, który towarzyszył ci przez całe życie i otaczał cię opieką z taką szczodrością, z jaką matka opiekuje się swym dzieckiem. 

Chwile ciszy z Ojcem Pio, s. 54-55


Ps. Zapraszam Cię do odwiedzenia i polubienia mojej strony św. Ojciec Pio na Facebooku. Dzięki temu będziesz zawsze na bieżąco. Zachęcam Cię również do komentowania. Pozostaw po sobie tutaj jakiś ślad. 

wtorek, 18 października 2016

Znaki dla niedowiarków


Kiedy o. Pio mieszkał ze względów zdrowotnych w Pietrelcinie (od 1912 r.), jeden z jego dwóch kierowników duchowych, o. Agostino od Świętego Marka z Lamis, postanowił poddać próbie autentyczność świętości o. Pio. Napisał do niego list po francusku i grecku - w językach, których o. Pio nie znał. I wówczas przekonał się, że o. Pio bez trudu odczytuje korespondencje w nieznanych mu językach. 

Dowodem autentyczności tego faktu jest zdanie dopisane na końcu jednego z tych listów. Jest ono opatrzone datą 25 kwietnia 1919 roku, a napisane przez proboszcza Salvatore Pannullo. Ten pisze; Podpisuje i potwierdzam pod przysięgą, że kiedy o. Pio otrzymał te listy, wyjaśnił mi ich treść co do słowa. Kiedy zapytałem go, jak to możliwe, że odczytał i zrozumiał ten tekst, skoro nie zna nawet greckiego alfabetu, odparł - Wszystko to wyjaśnił mi mój Anioł Stróż. 

Chwile ciszy z Ojcem Pio, s. 51


Ps. Zapraszam Cię do odwiedzenia i polubienia mojej strony św. Ojciec Pio na Facebooku. Dzięki temu będziesz zawsze na bieżąco. Zachęcam Cię również do komentowania. Pozostaw po sobie tutaj jakiś ślad. 

sobota, 15 października 2016

Nowenna dla chorych i cierpiących do św. Ojca Pio



Dzień 1. Poczucie osamotnienia.

Mówią że ból dzielony z kimś bliskim staje się łatwiejszy do zniesienia. Na pewno jest w tym coś z prawdy… Ja jednak jakże często nie znajduję w swoich cierpieniach kogoś, kto by chciał lub umiał mi współczuć. A może nie potrafię nikomu tak naprawdę przekazać tego, co czuję?

Święty Ojcze Pio, ludzie nie rozumieli twojej męki i nie mogli zrozumieć. Wiedziałeś, że jedynymi twoimi powiernikami mogą być Najświętsze Serca Jezusa i Maryi, które wycierpiały więcej niż cała ludzkość, a z którymi byłeś stale zjednoczony.

Naucz i mnie w cierpieniu nie liczyć zbytnio na pociechę ze strony otaczających mnie ludzi, lecz przychodzić z ufnością do Jezusa i Maryi, którzy rozumieją mnie zawsze doskonale, nawet bez słów. Tak bardzo liczę także na ciebie, który tyle wycierpiałeś, na twoje wstawiennictwo i błogosławieństwo.

Dzień 2. Żal do otoczenia.

W chorobie mogę stawać się coraz bardziej niezaradny, przekonując się, że nawet wykonanie najprostszych czynności dużo kosztuje… Ludzi zdrowych to denerwuje, posądzają chorego o różne rzeczy: o lenistwo, o udawanie osłabienia dla zwrócenia na siebie ich uwagi lub dla wymuszenia ich współczucia… A przecież – tak twierdzą lub po cichu sobie myślą – oni nie mają aż tak wiele czasu, sił, możliwości, jak mnie może się wydawać!

Święty Ojcze Pio, jak potrafiłeś to przezwyciężyć? Byłeś coraz słabszy, musiano podtrzymywać cię pod ręce, wreszcie wozić na wózku. Okazywałeś jednak tak wielką wdzięczność za najmniejszą nawet przysługę, że dla zasłużenia na tę wdzięczność, na twoje życzliwe spojrzenie i na twój uśmiech, zawsze wiele osób gotowych było spieszyć ci z pomocą.

Może to i dla mnie wskazówka…? Pomóż mi pokornym i otwartym sercem przyjmować nawet najmniejsze dobro, ofiarowane mi przez moich bliźnich – cenić je sobie bardzo – a także okazywać im za to dobro wdzięczność. Wtedy duch zgorzkniałości i niezadowolenia nie będzie miał do mnie dostępu.

Dzień 3. Skupienie się na swoich bólach.

Każde moje cierpienie, fizyczne bądź duchowe, domaga się jakby mojego nim zainteresowania, chce mnie wchłonąć w siebie, odizolować od zajęć, ludzi, napełnić strachem o przyszłość: może za chwilę ciężar ten będzie nie do uniesienia…? Czy to nie zły duch atakuje mnie, powiększając ten ?

Święty Ojcze Pio, w jaki sposób potrafiłeś nie tylko nie koncentrować się na swojej męce, jakże podobnej do Chrystusowej, lecz odwracać od niej uwagę innych, pokrywać cierpienie uśmiechem, zakrywać swoje rany, uniemożliwiać ich fotografowanie, unikać rozgłosu?

Wydaje mi się, że już wiem: prowadziła cię do tego twoja głęboka pokora, jak też stałe zjednoczenie z Jezusem Ukrzyżowanym i z Jego Męką. Czy to nie moja także droga? Może powinienem spróbować w swoim cierpieniu rozważyć chociaż kilka stacji Drogi Krzyżowej, jakąś tajemnicę części bolesnej Różańca, przeczytać fragment ewangelii… ?

Dzień 4. Pokusa oskarżania Boga.

Czyż nie zostałem stworzony do szczęścia…? A tu przyszło nieszczęście w postaci tak wielkiego cierpienia! Gdzie jest teraz Bóg, który przecież, będąc moim Ojcem, będąc Miłością nie może być obojętny na moje przykre i bolesne przeżycia .? Moja ufność w Nim pokładana zaczyna się chwiać, podkopuje ją szatan i ludzie, jak przyjaciele Hioba!

Święty Ojcze Pio, czy i ciebie nie dotykały podobne pytania, a może raczej diabelskie pokusy? Jednak w każdych okolicznościach życia i w każdym cierpieniu przychodzącym ze strony ciała, świata i szatana – tak mocno opierałeś się na Bogu, że wszystko wydawało się znośne, a piekielny przeciwnik napotykał na mur twego głębokiego pokoju. Któż potrafi naśladować ciebie w ufności pokładanej w Bogu?

Naucz i mnie tego, umocnij we mnie przekonanie, że wszystko dzieje się pod miłosnym wejrzeniem Boga, który nigdy nie dopuści na swoje słabe dziecko zbyt ciężkich doświadczeń. On jeden zna tajemnicę mojego życia doczesnego i wiecznego. Chcę więc w cierpieniu powtarzać z mocą akt strzelisty, który kazał nasz Pan wypisać pod obrazem swego Miłosierdzia:

JEZU, UFAM TOBIE!

Dzień 5. Dlaczego właśnie ja muszę tyle cierpieć…?

„A widzisz, Bóg cię skarał za twoje postępowanie! Ostrzegałem cię! Dobrze ci zrobi ta nauczka.” Te i tym podobne słowa, nieraz odczytywane tylko w czyichś myślach, ranią, bo przecież wielu cierpi bez swojej winy, a znów inni ciężko grzeszą a nie cierpią wcale!

Święty Ojcze Pio, ty dobrze wiedziałeś, że powołał cię Bóg do cierpienia za innych. Gdy miał się zjawić u ciebie wielki grzesznik, już wcześniej odczuwałeś w swoich ranach ból spowodowany jego grzechami. Jak bardzo jednoczyłeś się w tym bólu z Chrystusem, o którym prorokował Izajasz, że będzie dźwigał nasze boleści, zdruzgotany za nasze winy…

Możliwe, że należy mi się surowa kara za moje grzechy; może jednak ona być zmniejszona, a nawet całkiem darowana, gdy wszystkie swoje cierpienia ofiaruję za nawrócenie grzeszników i za dusze czyśćcowe. Dopomóż mi, Święty Ojcze Pio, spojrzeć w ten sposób na to, co przychodzi mi znosić każdego dnia.

Dzień 6. Za wszelką cenę uciec od cierpienia…?

Środki przeciwbólowe, zajęcie się czymś przyjemnym dla zapomnienia o bólu, pogrążenie się we śnie… zmiana pozycji ciała, delikatny masaż… może coś jeszcze…?

Święty Ojcze Pio, jak ty to robiłeś, że mało ci jakby było tej męki, której źródłem były rany podobne do Chrystusowych, lecz zdobywałeś się na szukanie dodatkowych cierpień w postaci różnych umartwień?! Ach tak, rozumiem, ty bardziej myślałeś o innych niż o sobie. Tylko twoją wielką miłością można to wytłumaczyć!

Naucz i mnie przebijać żółwią skorupę mojego „ja” cierpiącego, wybiegać myślą i sercem ku tym, którzy, gdyby w tym stanie umarli, poszliby do piekła. Może nawet jedna chwila mojego dobrowolnego cierpienia wystarczy, by uratować ich od straszliwej męki wiecznej? A więc – ofiaruję ją Bogu! Po niej następną, może nawet cały dzień, tydzień, miesiąc… Niech rozrasta się w mojej duszy Chrystusowe „pragnę…” Pragnę dusz!

Dzień 7. Pokusa marnowania czasu związanego z chorobą.

Odwiedzając chorych w szpitalu można się dziwić, jak błahymi sprawami się zajmują, jak potrafią całymi dniami grać w karty, opowiadać niewybredne dowcipy lub patrzeć tępo w sufit, a skierowanie ich myśli na sprawy piękne i szlachetne napotyka na opór z ich strony. Tej pokusie jednak wszyscy podlegamy. Osłabienie ciała często wpływa na osłabienie duszy, na duchowe rozleniwienie – ucieczkę od myślowego wysiłku.

Święty Ojcze Pio, ty nie miałeś czasu dla siebie, chyba że w nocy, kosztem snu i odpoczynku. Zresztą i ten czas nie był „dla siebie” – był ofiarowany Bogu i ludziom przez modlitwę, czytanie listów, wędrowanie duchem po świecie, który cię potrzebował. Spalałeś się do końca – jak świeca, zapalona dla nas przez dobrego Boga…

Naucz mnie tak bardzo otwierać się dla Boga i ludzi, bym cenił sobie każdą minutę na ziemi, gdyż odnajdę ją w wieczności. Gdy się miłuje bliźnich, nawet ciężka choroba nie może być przeszkodą w zajmowaniu się nimi oraz ich losem: ręce oplata różaniec, oczy kierują się ku pożytecznej lekturze, a jeśli są słabe, najczęściej można znaleźć kogoś kto głośno poczyta, a i sam z tego skorzysta. Chory może promieniować dobrocią na swoje otoczenie, apostołować, pocieszać innych i umacniać, zdobywać zasługi na niebo.

Dzień 8. Smutek cierpiącego może świadczyć o chorobie jego duszy.

Pan Jezus mówił o ludziach, którzy przybierają wygląd ponury, by pokazać wszystkim że poszczą podczas gdy właśnie wtedy powinni być jeszcze bardziej pogodni, by miła była ich ofiara Ojcu Niebieskiemu. Zachowanie takiej pogody ducha nie jest jednak łatwe, gdyż trzeba by było umieć z wdzięcznością przyjmować wszystko, co Bóg daje. My natomiast swoją smutną miną wołamy: zabierz mi to, a daj co innego!

Święty Ojcze Pio, niektórzy cię pytali, czy rzeczywiście rany cię bolą, gdy widzieli twoją pogodną twarz…! Tylko termometry nie wytrzymywały twego wewnętrznego napięcia – pękały od żaru! Jak to robiłeś…? Skąd czerpałeś tyle humoru, który odczytujemy w twoich powiedzonkach, opowiadaniach, na fotografiach…? Można przypuszczać, że z twego głębokiego zjednoczenia z Bogiem?

Rzeczywiście, im bardziej zdecydowanie zaprasza kogoś Bóg na trudną Golgotę życia, tym więcej daje mu pokrzepienia i umocnienia na jego Taborze – górze pociech i łask nie znanych innym ludziom. Tak postąpił z trzema Apostołami, tak też i ze mną pragnie postępować. A więc w górę serce! Umocnienie przyjdzie na pewno w najbardziej odpowiedniej chwili.

Dzień 9. Grzech najcięższą chorobą.

Często bardzo się przejmujemy złym stanem swojego ciała i wkładamy ogromny wysiłek, by je ratować czy wzmocnić. Mniej przejmujemy się swoim stanem moralnym, a przecież ból dobrze działającego sumienia, obciążonego grzechem, powinien być bardzo silny i dotkliwy! Nie pomogą tu żadne „środki przeciwbólowe” zagłuszanie sumienia – gdyż tylko pogorszą chorobę. Trzeba udać się do Boskiego Lekarza.

Święty Ojcze Pio, tylko Bóg wie, ilu ludzi przyciągnęła do ciebie ciekawość, sława niezwykłych darów Bożych, nadzieja na uzdrowienie z choroby. Ty jednak ratowałeś najpierw chore dusze, służąc im całymi dniami w konfesjonale, a to umożliwiało Bogu uzdrawianie z chorób ciała, ale tylko tam, gdzie było to pożyteczne dla czyjejś duszy.

Chociaż jesteś już w niebie, znasz stan mojej duszy i na pewno chcesz mi pomóc, bo kochasz mnie miłością czerpaną wprost z Serca Bożego.

Słyszałem, że do najcięższych chorób duszy należy brak przebaczenia swoim krzywdzicielom, i to niezależnie od tego, czy żyją jeszcze na ziemi, czy już umarli. Może i mnie to dotyczy? Może w sercu noszę jeszcze do kogoś zadawnione urazy? Znasz moje serce, więc pomóż mi otworzyć je w pełni dla Boga i Jego łaski; jak najdoskonalej obmyć się we Krwi Baranka Bożego w sakramencie Pokuty; z wielką miłością przyjmować Boskiego Lekarza w Najświętszym Sakramencie. Tak bardzo pragnę cały być uzdrowiony!

Zakończenie.

Święty Ojcze Pio, ty należałeś do ludzi, którzy najwięcej na ziemi wycierpieli, więc doskonale rozumiesz cierpiących…

Teraz już wiesz, jak wielkim blaskiem wiecznej chwały jaśnieje w niebie najmniejsze nawet z ziemskich cierpień, zniesione (a może coś więcej: ofiarowane Bogu) z miłości.

Dziękuję ci, że towarzyszyłeś mi przez dziewięć dni w moich rozmyślaniach i modlitwach; że wyprosiłeś mi tyle łask, za które jestem ci ogromnie wdzięczny; że odrobinę lepiej rozumiem teraz słowa Pana Jezusa: „Kto nie bierze swojego krzyża, a idzie za Mną, nie jest mnie godzien”. Gdy spotkamy się w niebie, podziękuję ci jeszcze goręcej.

Bądź ze mną w tej drodze, która mi jeszcze pozostaje. Ucz mnie dalej mieć oczy coraz szerzej otwarte na potrzeby bliźnich. Możliwe, że zbawienie wielu z nich Bóg uzależnił od moich duchowych ofiar, od mojego codziennego krzyża.

Pomóż mi osiągnąć tu na ziemi szczyt świętości i dobrze wykorzystać wszystkie życiowe próby, bym nie musiał już przechodzić po śmierci męki czyśćca.

Niech będzie uwielbiony Bóg we wszystkim, co czynisz i jeszcze uczynisz dla mnie i dla Kościoła. Amen.

wtorek, 11 października 2016

Bacz na swego dobrego Anioła

20 kwietnia 1915 r. , List do Raffaeliny Cerase 

Niech twój dobry Anioł będzie twym puklerzem, który ochroni cię przed wymierzonymi w ciebie ciosami nieprzyjaciela twego zbawienia. 

O, Raffaelino, jak wielką pociechę niesie ze sobą świadomość, że jest się nieustannie pod opieką niebieskiego ducha, który nigdy nas nie opuszcza, nawet wtedy (co za zdumiewająca prawda!), kiedy obrażamy Boga! Jak miła jest ta wielka prawda temu, kto wierzy! Kogo miałaby się więc lękać pobożna dusza starająca się kochać Jezusa, skoro towarzyszy jej tak wspaniały wojownik? Czyż nie jest on jednym z owej rzeszy, która przyłączyła się do św. Michała, aby tam w niebie bronić czci Bożej przeciwko szatanowi i jego zbuntowanym aniołom, i aby ich na koniec pokonać i zrzucić do piekła? 

Pozwól, że powiem ci, iż twój dobry Anioł wciąż jest potężny, a jego miłość nigdy nie słabnie. On nigdy nie przestanie cię bronić.Fakt, że mamy blisko siebie anielskiego ducha, który ani na moment nie pozostawia nas samym sobie i jest z nami od kołyski do grobu, który kieruje nami i broni nas jak przyjaciel lub brat - tak, to musi być dla nas wielką pociechą. 

Chwile ciszy z Ojcem Pio, s. 52-53


Ps. Zapraszam Cię do odwiedzenia i polubienia mojej strony św. Ojciec Pio na Facebooku. Dzięki temu będziesz zawsze na bieżąco. Zachęcam Cię również do komentowania. Pozostaw po sobie tutaj jakiś ślad. 

czwartek, 6 października 2016

Dziedzictwo radości

Rodzina o. Pio była tak pobożna, że sąsiedzi nazywali ją - rodzina dla której Bóg jest wszystkim. Nie było tam jednak chłodnej surowości. Ojciec rodziny, Grazio Forgione, był człowiekiem pełnym radości. Tę jego cechę wspominali najczęściej ludzie, którzy go znali. Żywił on tak głęboką miłość do Boga, że potrafił ominąć mrówkę, mówiąc; Dlaczego to biedne stworzenie miałoby umrzeć? Kochał śpiew i rozsiewał wokół siebie - zaraźliwą radość. 

Marka o. Pio, Giuseppa De Nunzio, była równie pobożna jak jej maż. A i ona także - wiedziała jak podtrzymać wesołość w towarzystwie. Pewnego razu jej mały Francesco skarcił ją za to, że kiedy przechodzili obok pola, powiedziała - Ale piękne rzepy. Zjadłabym jedną. Francesco uważał to za grzech (gdyby rzeczywiście myślała o wzięciu jednej z nich). Kiedy z kolei on poprosił, aby zerwała mu garść fig z drzewa, które mijali, nie pozostała mu dłużna; O, jedzenie rzepy jest grzechem, a jedzenie fig nie! 

Przyjaciele o. Pio znali jego poczucie humoru i zamiłowanie do psot i żartów. Trudno przecenić znaczenie takiego dziedzictwa radości dla zachowania przez tego duchowego wojownika dobrego zdrowia umysłu i siły woli w jego wyjątkowym apostolacie. 

Chwile ciszy z ojcem Pio, s 48-49


Ps. Zapraszam Cię do odwiedzenia i polubienia mojej strony św. Ojciec Pio na Facebooku. Dzięki temu będziesz zawsze na bieżąco. Zachęcam Cię również do komentowania. Pozostaw po sobie tutaj jakiś ślad. 

poniedziałek, 3 października 2016

Miłość




Miłość wtedy będzie doskonała, gdy posiądziemy przedmiot tej miłości, którym jest sam Bóg; ale Boga można posiąść całego i doskonale dopiero w ojczyźnie, a nie już teraz na wygnaniu. A zatem, jako że duszy nie jest dane całkowite posiadanie Boga na tym naszym wygnaniu, to i miłości nie można posiadać w pełni, póki dusza pielgrzymować będzie po tej ziemi.

Miłość i bojaźń winny chodzić w parze. Bojaźń bez miłości staje się tchórzliwością. Miłość bez bojaźni staje się zarozumiałością. Miłość bez bojaźni nie zna roztropności i powściągliwości, nie stara się dowiedzieć, dokąd zmierza, i wówczas potrzebny jest inny środek; kara.

Miłość nie objawia się w uczuciach, ale w tym, że dążysz do Boga, a kto podejmuje taki wysiłek w ciemności, ten ma większą zasługę. Miłość, która rodzi się z szacunku i ciągłego poszukiwania, jest bardziej czysta niż miłość, na którą składają się uczucia i uniesienia. 

Pierwszą cnotą, której potrzebuje dusza zmierzająca do doskonałości, jest miłość, a za siostry ma ona radość i pokój. Ponieważ jednak dusza, dopóki znajduje się w stanie pielgrzymowania, nie będzie nigdy mogła osiągnąć miłości doskonałej, to tym samym i pokój tej duszy nie będzie mógł być nigdy doskonały. 

Największą jest ta miłość, która wyrywa dusze związane przez szatana i zdobywa je dla Chrystusa. 

Zawsze miejmy zapalony w sercu płomień miłości i nie traćmy nigdy odwagi, a gdy przyjdzie na nas jakieś przygnębienie czy słabość ducha, biegnijmy do stup krzyża, zanurzmy się w niebiańskie wonie, a niewątpliwie zostaniemy wzmocnieni. 

Kochajmy miłość i wprowadzajmy ją w czyn; jest ona tą cnotą, dzięki której stajemy się dziećmi jednego Ojca w niebie; kochajmy i czyńmy miłość, bo jest ona przykazaniem Boskiego Mistrza; tym, co rzeczywiście może nas odróżnić od innych, jest miłość okazywana w czynach.

Miłość jest darem największym; to w tej cnocie dusza się uświęca.

Bądź spokojny o to, czy jest w twym sercu Boża miłość. I jeśli to twoje pragnienie nie jest zaspokojone, jeśli czujesz, że zawsze masz pragnienie miłości doskonałej i nie udaje ci się jej posiąść - znaczy to, że nie możemy ani nie powinniśmy zatrzymywać się na drodze Bożej miłości i świętej doskonałości. 

św. Ojciec Pio 
Stygmaty wiary, s. 47-49


Ps. Zapraszam Cię do odwiedzenia i polubienia mojej strony św. Ojciec Pio na Facebooku. Dzięki temu będziesz zawsze na bieżąco. Zachęcam Cię również do komentowania. Pozostaw po sobie tutaj jakiś ślad. 

sobota, 1 października 2016

Znak zmartwychwstania




O godzinie 2.30 dnia 23 września 1968 r. ojciec Pio skłonił łagodnie głowę na piersiach i wyzionął ducha. Werandę przylegającą do celi nr 1 przystosowano na tymczasową kapliczkę i umieszczono w niej ciało zmarłego. Ojciec Pio wyglądał pięknie, pogodnie, w majestacie śmierci. Na ramiona nałożoną miał stułę, w dłoniach trzymał krucyfiks, różaniec i Regułę franciszkańską. Doktor Scarale zsunął z rak zmarłego rękawiczki, a ze stup skarpetki. Ze zdziwieniem stwierdził zniknięcie stygmatów i nieobecność jakichkolwiek blizn. Fakt ten - nie mieścił się w typologi zachowań klinicznych i miał charakter pozanaturalny. Ojciec Giacomo Piccirillo wykonał fotografię drogiego współbrata; misja ojca Pio została zakończona i jego ciało, w miejscach dotkniętych tajemniczymi ranami, ukazywało się jak odrodzone. Ciało ojca Pio, choć udręczone i martwe, objawiało w taki sposób cudowne zaczątki zmartwychwstania. 

Św. Ojciec Pio 
Stygmaty wiary, s.106


Ps. Zapraszam Cię do odwiedzenia i polubienia mojej strony św. Ojciec Pio na Facebooku. Dzięki temu będziesz zawsze na bieżąco. Zachęcam Cię również do komentowania. Pozostaw po sobie tutaj jakiś ślad.